Denis
obudził się pierwszy i podparł głowę na ramieniu, wpatrując się
w śpiącego Krystiana. Czuł ogromne podniecenie, które zbudziło
go tak wcześnie rano. Fiut niemal rozrywał mu bokserki, więc
pozbył się ich i rzucił na stojący niedaleko fotel. Po pokaźnym
namiocie na pokrywającym biodra Orlika kocu poznał, że jego
ukochany również ma monstrualną erekcję. Wsunął dłoń pod
okrycie i powoli przesuwając ją w dół klatki piersiowej i
brzucha, dotarł do gumki bokserek. Odchylił ją i dotknął
naprężonej męskości kochanka. Jej wilgotna, nabrzmiała żołądź
była ogromna, pulsowała lekko w rytm uderzeń serca. Odrzucił koc
i siadając w kucki zdjął Krystianowi bokserki, napawając się
widokiem jego wielkiej pały, wygiętej w łuk, niemal dotykającej
główką brzucha nad pępkiem. Westchnął cicho na ten widok.
Krystian,
wciąż śpiąc, wypuścił głośno powietrze i podłożył ramię
pod głowę. Szatyn odczekał chwilę i gdy usłyszał spokojny
oddech kochanka, zaczął działać. Chwycił jego sztywną pałę w
dłoń i zaczął go masturbować powoli, napawając się widokiem
kryjącej się w napletku i wysuwającej sinoczerwonej żołędzi.
Lewą dłonią złapał swojego penisa i podjął czynności
zmierzające do osiągnięcia zaspokojenia. Krystian uchylił lekko
usta, ukazując białe zęby. Przekręcił lekko głowę i jego
kasztanowe włosy spłynęły na klatkę piersiową. Szuster znów
odczekał chwilę i wrócił do przerwanych czynności. Tym razem
posunął się dalej, pochylił się nad fujarą ukochanego i objął
ją ustami. Ssał ją delikatnie, rozkoszując wielkością główki,
smakiem wyciekającego z niej preejakulatu. Sam był tak podniecony,
że po chwili poczuł zbliżający się orgazm. Spełnienie nadeszło
gwałtowną falą, która rozeszła się rozkosznie po jego ciele.
Ściskany w dłoni penis bluznął gęstym, klejącym nasieniem,
opryskując mu pierś, brzuch i trzymającą go rękę. Kiedy
orgazmiczne skurcze minęły, w całości skupił się na Krystianie.
Zaczął mocniej ssać jego pytona, chcąc doprowadzić go na szczyt.
Nie ustawał w wysiłkach, niemal dławił się jego gigantycznym
gnatem, wciągając do przełyku, aż poczuł jak jego chłopak
napina mięśnie pośladków i nóg. Idealnie wyczuwając moment
wytrysku, wyjął fiuta Krystiana z ust i dokończył ręką. Sperma
trysnęła mu w twarz, zalepiając oczy i nos. Kilka słabszych
strzałów trafiło go w usta, a następne spłynęły po zaciśniętej
na penisie rudowłosego ręce. Spijał je łapczywie, zlizywał jak
szalony, nie chcąc uronić ani kropelki cudownego nektaru.
Kiedy
Orlik przestał strzelać salwami nasienia, Denis przetarł oczy i
zlizał z ust kropelki perłowej cieczy. Spojrzał na twarz śpiącego.
Jego oczy były otwarte, patrzył na kochanka zakochanym, rozmarzonym
wzrokiem.
—Chodź
do mnie— szepnął do Denisa i złapał go za rękę, wciągając
na siebie. Ich pokryte spermą i potem ciała przylgnęły do siebie
z cichym mlaśnięciem. Rudowłosy wplótł palce w długie,
rozrzucone włosy kochanka i pocałował go w usta.
—Kocham
cię— szepnął, gdy już oderwał się od jego warg. —Czym
zasłużyłem na takie wspaniałe przebudzenie?
—Tym,
że jesteś przy mnie przez te wszystkie lata.
Znów
pocałował go w usta, czując smak swego nasienia.
—Zawsze
będę przy tobie, nie ważne co się stanie. Jeśli nasz świat ma
zostać zniszczony, będę z tobą do samego końca. Będę twoim
obrońcą.
—Zawsze
nim byłeś, przez te wszystkie lata w domu dziecka.
—I
będę zawsze, do samego końca, naszego lub ich, tych złych.
Szuster
wtulił się w jego pierś i zapłakał, wsłuchując się w bicie
serca ukochanego.
—Nie
chcę umierać...— pociągnął nosem. Rudowłosy pogładził jego
długie, sięgające połowy pleców włosy.
—Nie
pozwolę na to, skoro już mam jakieś zdolności, to zamierzam je
wykorzystać do obrony.
—Wiem,
kochany. Wiem— westchnął i otarł łzy.
Krystian
poklepał go po pośladku.
—Chodźmy
pod prysznic, niedługo trzeba jechać do Wolfe’a.
Powoli,
z ociąganiem zwlekli się z łóżka.
##
—Pokażę
wam coś.
Wolfe
machnął ręką i nagle wszyscy, cała trójka uniosła się w
powietrze. Stali na czymś przeźroczystym, choć nie sposób było
określić co to było i jaką miało twardość i powierzchnię.
Przyśpieszyli. Pomknęli w górę szybciej niż odrzutowiec,
przebijając po kilkunastu sekundach warstwę chmur. W ułamku
sekundy znaleźli się w kompletnej pustce, wokół nich z rzadka
błysnął jakiś świetlny punkcik, maleńki i ledwie widoczny.
—Gdzie
jesteśmy?— zapytał kompletnie zdezorientowany Denis. Opadł na
kolana i starał się zapanować nad zawrotami głowy.
—W
przestrzeni międzygalaktycznej, pomiędzy waszą drogą mleczną a
najbardziej od niej odległą galaktyką— odparł Wolfe. —Jest to
jedno z najbardziej pustych miejsc Wszechświata, światło odległych
gwiazd z ledwością tu dociera.
Krystian
rozejrzał się wkoło i oznajmił:
—Myślałem,
że tylko ciasne miejsca przyprawiają o paranoję, ale ta pustka
jest przerażająca. Możemy się przenieść w jakieś bardziej...
zagęszczone miejsce?
Steph
uśmiechnął się i uniósł ramiona. Punkciki odległych gwiazd
rozmyły się w kolorowe smugi. Nagle wszystko stanęło. Ponad
głowami chłopaków wisiał ogromny, różnokolorowy dysk wirującej powoli materii, będący spiralną galaktyką.
Denis
z wrażenia usiadł i westchnął z zachwytu. Rudowłosy klęknął
przy nim, obawiając się, że ukochany doświadcza zawrotów głowy.
—Jak
się czujesz?
—Do...
dobrze, ale to... to jest niesamowite— wyszeptał szatyn, patrząc
szeroko otwartymi oczyma na wspaniałe widowisko.
—To
jest wasza galaktyka— powiedział blondyn. —W jednym z jej ramion
jest wasz układ słoneczny, a w nim wasza planeta. W centrum dysku
znajduje się czarna dziura, supermasywna gwiazda o gigantycznej sile
ciążenia, która pod jego wpływem zapadła się w sobie. Jej
grawitacja jest tak potężna, że pochłania nawet światło. To ona
utrzymuje w wirowym ruchu całą galaktykę i wszystkie jej gwiazdy i
planety.
—Wspaniałe—
powiedział z podziwem Orlik. —Mam niejakie pojęcie o astronomii,
ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, że te odległości są tak
ogromne.
—Chciałem
ci to pokazać, żeby uświadomić ci jaką potęgą dysponujesz—
odparł Wolfe, zataczając ramieniem krąg. —Jeśli nie mylę się
co do twojej mocy, jesteś w stanie zniszczyć całą galaktykę, lub
stworzyć ją. Mógłbyś nawet stworzyć lub zniszczyć cały
Wszechświat.
—Trudno
mi w to uwierzyć.
—Uwierz,
bo ja w ciebie wierzę.
—Ja
też— dodał Denis, patrząc ufnie w twarz kochanka.
Krystian
potrząsnął kasztanową grzywą i westchnął.
—Mniejsza
z tym— powiedział. —Objaśnij nam lepiej, w jaki sposób możemy
oddychać w próżni i dlaczego czujemy pod nogami podłoże, ale
stoimy w przestrzeni.
—To
próbka moich umiejętności— rzekł Qt'azz. —Stworzyłem wokół
nas bąbel powietrzny i niewidoczną podłogę z grawitacją. Niemal
sięgnąłem szczytu swych możliwości, ale ty możesz znacznie
więcej. Mógłbyś otoczyć taką sferą całą planetę, galaktykę,
być może nawet cały Wszechświat, tego nie wiem. Ważne jest,
żebyś zrozumiał, że trzeba bronić waszego świata za wszelką
cenę.
Wykonał
drobny ruch dłonią i galaktyczny dysk zaczął rosnąć, zbliżać
się do nich. Wpadli w jedno z jej ramion, pobliskie gwiazdy i
planety przemykały z ogromną prędkością, mimo że były bardzo
od siebie odległe. Jedna z gwiazd rosła coraz bardziej, pęczniała,
jaśniała niesamowitym blaskiem. Otaczająca ich sfera zmieniła
lekko kierunek, sunęła w stronę niewielkiej, niebieskozielonej
kuli. Planeta zbliżała się szybko. Kiedy była na tyle duża, że
można było rozróżnić na jej powierzchni detale lądów, oceanów,
gór i światła miast po ciemnej stronie globu poza linią
terminatora, zatrzymali się.
—To
wasz świat— powiedział cicho obcy, spoglądając na rudowłosego.
—Jest wspaniały, pełen życia. Rozumiesz, do czego zmierzam?
—Tak...
rozumiem— odparł Orlik, mrugając oczami by powstrzymać łzy.
—Będę walczył w jego obronie. Jest piękny. Czy twój świat był
podobny?
—Nie
tak duży i nie było na nim tylu lądów, ale był podobny. Równie
pełny życia.
—Teraz
rozumiem twoje motywy. Stanę do walki razem z tobą. I jeśli
wystarczy mi umiejętności, odtworzę twoją planetę, znów
będziesz miał dom. Obiecuję.
Orlik
wypowiedział ostatnie słowa łamiącym się głosem, już nie
próbował hamować łez.
—Wiedziałem,
że jesteś prawdziwym wojownikiem— powiedział blondyn i dodał
już swobodniejszym tonem. —Chcielibyście odwiedzić jakiś kraj,
o którym zawsze marzyliście? Możemy tam lecieć.
Denis
i Krystian spojrzeli na siebie i powiedzieli jednocześnie:
—Japonia!
Steph
uśmiechnął się i poruszył dłońmi. Sfera wraz z pasażerami
zaczęła sunąć w kierunku powierzchni globu.
##
—Dużo
myślałem o tym, co stało się z twoim pierwowzorem, oryginalnym
Stephem Wolfe.
Orlik
i Denis siedzieli w ogrodzie blondyna, popijając lodowaty sok z
ananasa.
—To
nie w porządku, że zgnije sobie w jakiejś jamie w ziemi. Lubiłem
go, miałem z nim stały kontakt i nie mogę pogodzić się z myślą,
że nie został godnie pochowany— mówił Krystian. Qt'azz pokiwał
smutno głową.
—Ale
co innego mogłem zrobić? Nie mogłem podrzucić go pod szpitalem
czy kostnicą, był znany, a ja mam jego postać.
—Musimy
pochować go sami, z godnością, w miejscu do tego przeznaczonym.
Nie wyprawimy mu oficjalnego pogrzebu, ale przynajmniej spocznie na
cmentarzu.
—Masz
zamiar wygrzebać go teraz, po pięciu dniach z jakiejś jamy w ziemi
i przenieść po kryjomu na cmentarz?!— przeraził się Denis.
—Przecież... on już pewnie zaczął się rozkładać!
Krystian
spojrzał na niego smutno i odparł:
—Nie
możemy go tak zostawić, nie godzę się na to. To nieludzkie,
pozwolić mu zgnić jak jakiemuś... dzikowi czy sarnie.
—Masz
rację, to nieludzkie— westchnął zgnębiony blondyn. —Jesteśmy
braćmi w rozumie, nie powinienem go tak porzucać w lesie.
Umieściłem go w stworzonej przez siebie jamie, kilka metrów pod
ziemią. To miało być coś w rodzaju mauzoleum, ale teraz widzę,
że postąpiłem źle. Jama jest na tyle głęboka, że niska
temperatura mogła powstrzymać proces rozkładu ciała. Możemy go
wydobyć i pochować. Chociaż... może jest inny sposób.
—Jaki?—
spytali jednocześnie Orlik i Denis.
—Nigdy
tego nie robiłem, ale mogę spróbować zmienić jego wygląd. Może
wtedy dałoby się go podrzucić pod jakiś szpital. Mógłbym też
spróbować naprawić uszkodzenia spowodowane rozkładem, wyglądałoby
to tak, jakby umarł kilka godzin wcześniej.
—Czekaj,
skoro potrafisz cofnąć takie uszkodzenia, to może...
—Co?
—Może
udałoby się go ożywić?— zapytał z nadzieją rudowłosy. Obcy
zdecydowanie pokręcił głową.
—Tego
niestety nie potrafię, nie dysponuję taką potężną mocą. Mogę
subtelnie zmienić jego powierzchowność, nawet kolor włosów, mogę
cofnąć proces rozkładu, ale nie potrafię go ożywić. Ale ty
potrafisz.
—Ja?!—
Orlik wyglądał na zaskoczonego. —Niby jak?
—Nie
mam pojęcia, ale jeśli nie mylę się co do twoich umiejętności,
to mógłbyś to zrobić. Ożywiłeś ryby w stawie, poradziłbyś
sobie z człowiekiem.
Krystian
zagryzł wargi. Wstał i zaczął nerwowo spacerować po salonie,
wyłamując i strzelając stawami palców.
—Nie
mam pojęcia, jak tego dokonałem— powiedział w końcu, siadając
z powrotem przy stole. —Ale warto spróbować. Pojedziemy po jego
ciało jak tylko się ściemni.
##
Qt'azz
odrzucił z pagórka na leśnej polance stare, drewniane drzwi od
wychodka, które jakiś okoliczny rolnik podrzucił na dzikie, leśne
wysypisko.
—Jama
jest dokładnie w tym miejscu, tymi drzwiami oznaczyłem jej
lokalizację, ponieważ w przyszłości chciałem przenieść ciało
w inne miejsce.
—I
jak chcecie się zabrać do kopania? Przecież nie zabraliśmy łopat,
szpadli, czy czego się tam używa do kopania w ziemi— parsknął
Szuster. Krystian postąpił krok w stronę pagórka i wyciągnął
ramię w jego kierunku.
Ziemia
pod ich stopami zadrżała. Pagórek wybrzuszył się i nagle
otworzył jak kielich kwiatu, rozrzucając dookoła grudki ziemi i
leśnego podszycia. W powstałym leju leżały owinięte w białe
prześcieradło zwłoki Adriana Wilczyńskiego, znanego jako Steph
Wolfe.
—Tyle,
jeśli chodzi o łopaty i szpadle— mruknął obcy, uśmiechając
się do Denisa. Ten nerwowo pokręcił głową i oznajmił stanowczo:
—Jeśli
myślicie, że tam zejdę i pomogę wam go wyciągnąć, to
zapomnijcie. Za nic nie dotknę trupa, choćby był
najprzystojniejszy!
Rudowłosy
zrobił niewielki gest palcami i owinięte w białą materię ciało
Wolfe'a uniosło się z dziury w ziemi, szybując powoli w ich
kierunku. Krystian machnął drugą ręką, tylne drzwi Mitsubishi
otworzyły się. Biała mumia bożyszcza nastolatków wlewitowała do
wnętrza auta i spoczęła na kanapie.
—Jedźmy
do ciebie— Orlik spojrzał na obcego.
##
Położyli
ciało chłopaka w salonie, Qt'azz zaciągnął pionowe żaluzje i
dopiero odwinęli ze zwłok prześcieradło. Westchnęli z wrażenia.
Wilczyński
wyglądał jakby spał. Tylko sine usta i zapadnięte policzki
świadczyły o tym, że w jego ciele zgasła iskra życia. Nagie
ciało było chude, klatka piersiowa przypominała obciągnięte
skórą rusztowanie z żeber, kości miednicy odznaczały się pod
bladą skórą.
Krystian
podszedł i położył rękę na lodowatej dłoni chłopaka.
—Witaj,
Steph— szepnął i ukradkiem otarł łzę z policzka. Zamrugał,
cofnął się i spojrzał na obcego. —Działaj, to twoje zadanie.
Replikant
wyciągnął dłonie ponad ciałem i zamknął oczy.
Trup
drgnął, zgiął najpierw palce stóp, potem napiął mięśnie
łydek i ud, niewielkie mięśnie brzucha i piersiowe. Na koniec
zacisnął i rozluźnił pięści a jego twarz zaczęła drgać w
tysiącu grymasów. Otworzył i zamknął oczy.
—Nie
ożywiaj go jeszcze!— zawołał Orlik. Qt'azz cofnął dłonie i
odparł:
—Nie
potrafię tego zrobić, cofnąłem tylko zmiany spowodowane
rozkładem, usunąłem toksyny z środka nasennego, którym się
otruł i sprawdziłem przepustowość systemu nerwowego oraz mięśni.
Przywróciłem go do stanu sprzed samobójstwa, teraz wystarczy go
ożywić.
—To
nie takie proste, panowie— wtrącił się milczący do tej pory
Denis. —Pomyśleliście o konsekwencjach istnienia dwóch Adrianów
Wilczyńskich? Jak to wyjaśnisz jego fanom? Nagle odnalazłeś
zaginionego brata bliźniaka? Pomyśleliście o tym, jaki to będzie
dla niego szok, kiedy zobaczy drugiego siebie?!
Krystian
i replikant spojrzeli na siebie w zamyśleniu.
—Denis
ma rację— powiedział obcy. —Musimy wymazać mu część
wspomnień, przynajmniej trzeba pozbawić go tożsamości.
—I
trzeba zmienić mu wygląd, nie może wyglądać tak samo jak ty.
—Prawda,
ktoś mógłby go rozpoznać, zrobiliby badania DNA i wyszłoby na
jaw, że to prawdziwy Wolfe. Mogę delikatnie zmienić mu rysy
twarzy, i wzorując się na którymś z was, kolor włosów.
—Czekajcie,
spróbuję coś zrobić, chociaż sam nie wiem, czy się uda— Orlik
podszedł do zwłok i wyciągnął dłonie. Powietrze nad ciałem
zafalowało, jak nad rozgrzanym słońcem asfaltem. Ciało martwego
chłopaka zaczęło się kurczyć. Rysy twarzy łagodniały, stawały
się bardziej dziecinne. Nad penisem pojawiła się niewielka kępka
kręconych włosków, po czym znikła, a sam członek zmalał do
około pięciu centymetrów, pojawił się też odcięty przy
obrzezaniu napletek, zasłaniając żołądź.
Krystian
cofnął się, ocierając pot z czoła.
Leżący
na rozwiniętym prześcieradle szczupły chłopiec miał około
dwunastu lat, jasne zmierzwione włosy i delikatną chłopięcą
buzię.
Jego
klatka piersiowa unosiła się i opadała powoli. Żył.
—Ożywiłeś
go! I odmłodziłeś!— westchnął replikant z podziwem. —Jesteś
potężniejszy, niż sam przypuszczasz.
—Sam
nie wiem, jak to zrobiłem, ale chyba... cofnąłem jego czas o kilka
lat.
—Panujesz
nad najpotężniejszym elementem, nad hiperelementem
czasoprzestrzeni. Masz nieograniczoną moc— odparł blondyn i
spojrzał na swoją śpiącą młodszą wersję. —Śpi?
—Wprowadziłem
go w letarg, żeby nie doznał szoku na twój widok. Trzeba jeszcze
coś zrobić z jego pamięcią, i to będzie twoje zadanie.
Obcy
w milczeniu skinął głową i postąpił krok w stronę śpiącego.
—Przykro
mi, mały, ale muszę zafundować ci małą amnezję.
Położył
dłoń na czole chłopca i zamknął oczy. Po chwili cofnął się i
popatrzył na pozostałych.
—Zepsułem
mu mózg— oznajmił. —W stopniu nie zagrażającym życiu ani
zdrowiu. Będzie umiał mówić i liczyć, będzie rozpoznawał
niektóre miejsca i ludzi, ale nie będzie pamięta kim jest i jak
się nazywa. Nie rozpozna też nikogo ze swej rodziny.
—To
może teraz dla odmiany, zamiast psuć, tym razem coś mu
naprawicie?— powiedział z wyrzutem Szuster.
—Co
masz na myśli?— spytał Krystian. Szatyn pokazał członka
chłopca.
—Był
obrzezany, i to w późniejszym wieku. To może oznaczać, że miał
stulejkę. Znaczy, ma teraz. Możecie to naprawić, żeby miał
normalnego, sprawnego fiutka?
—Mogę
spróbować, ale muszę mieć jakiś wzór, na którym mógłbym się
opierać— odparł obcy. —Mogę się wzorować na którymś z was,
najlepiej na Denisie.
—Dlaczego
akurat na mnie?— sapnął szatyn.
—Penis
Krystiana jest zbyt duży, napletek będzie luźny. Twój też jest
większy niż u dwunastolatka, ale postaram się zatrzymać jego
rozciąganie tkanki.
—Czyli...
mam zdjąć gacie?
—No,
tak, muszę widzieć to, na czym będę się opierać podczas
rozciągania tkanek.
Szuster
westchnął i przewrócił oczyma, ale ściągnął spodnie razem z
bokserkami, odsłaniając połowicznie wzwiedzionego członka. Qt'azz
pochylił się by mieć lepszy widok i wyciągnął rękę.
—Mogę?—
zapytał, sięgając do pały szatyna. Ten skinął lekko głową,
wtedy obcy delikatnie złapał go w dwa palce i odciągnął
napletek, badając jego ruchomość.
—Dobrze,
mogę spróbować— oznajmił i odwrócił się do śpiącego. Jeden
ruch palcem sprawił, że fiutek chłopaka zesztywniał i powiększył
się. Faktycznie, miał stulejkę, jak powiedział Denis. Replikant
wykonał palcem wskazującym i kciukiem ruch, jakby rozciągał nimi
nałożoną gumkę. Okrywająca żołądź oryginalnego Stepha skórka
rozszerzyła się i zsunęła z niej, odsłaniając jej błyszczącą
powierzchnię koloru ciemnej czerwieni. Obcy zacisnął dłoń i
penis młodego opadł.
—Gotowe,
teraz jest taki jak my— oznajmił.
—Jak
to, przecież ty jesteś obrzezany?
—Już
nie, w międzyczasie odtworzyłem swój napletek w takim stanie, żeby
był odpowiednio luźny— uśmiechnął się szeroko. —Chcecie
zobaczyć?
—Może
innym razem, nie czas teraz na pokazywanie sobie kutasów— Krystian
przewrócił oczami. —Musimy mu znaleźć jakieś ubrania, nie
zostawimy go nigdzie nago.
—W
ogóle nigdzie go nie będziemy zostawiać— twardo powiedział
Szuster. —Ubierzemy go, położymy na huśtawce w twoim ogrodzie i
poczekamy aż się obudzi. Sprawdzimy ile pamięta, dopiero
zdecydujemy, co z nim zrobimy.
—Masz
rację, nie zostawimy go nigdzie bez opieki— zgodził się
rudowłosy.
##
Otworzył
powoli oczy. Zobaczył nad sobą markizę z kolorowego materiału.
Przekręcił głowę i stwierdził, że znajduje się w czyimś
ogrodzie, na huśtawce.
Gdzie
ja jestem, pomyślał i usiadł na deskach huśtawki. Postawił
stopy na wilgotnej od rosy trawie i stwierdził, że jest bosy, więc
szybko podciągnął nogi z powrotem. Nagle uświadomił sobie, że
ma pełny pęcherz, spodnie w kroku uwierały go dość mocno, co
świadczyło o erekcji. Wsłuchał się w otoczenie. Śpiewy ptaków,
odgłosy jadących aut w oddali. Szczekanie psa.
Co
ja tu robię? Skąd się tu wziąłem? I w ogóle, kim jestem?
Pytania
bez odpowiedzi kłębiły się w jego głowie. Jednak potrzeba
opróżnienia pęcherza zwyciężyła nawet ciekawość. Wstał i
boso, po mokrej trawie, podszedł do pobliskiego szpaleru iglaków.
Rozpiął spodnie i z ulgą uwolnił nabrzmiałego wacka, po czym
oddał mocz na pień sosenki. Westchnął z ulgą i kiedy skończył,
zapiął suwak i wrócił na huśtawkę.
Przesuwane,
szklane drzwi domu, który jakimś cudem umknął jego obserwacjom,
rozsunęły się i do ogrodu weszły trzy osoby. Byli to chłopcy w
podobnym wieku, jeden wyróżniał się kasztanowo rudymi, dłuższymi
delikatnie kręcącymi się włosami, wzrostem i sportową sylwetką
pływaka-olimpijczyka. Miał na sobie wojskowe bojówki w plamy o
różnych odcieniach brudnej zieleni i czarną koszulkę na
ramiączkach, która odsłaniała jego szczupłe, lecz umięśnione
ramiona. Drugi, nieco niższy z chłopaków, długowłosy szatyn,
ubrany był w czarne rurki i granatową bluzę z kapturem. Trzeci był
drobnym blondynem o bardzo jasnych włosach, ubranym całkowicie na
czarno. Był tez najniższy z całej trójki. Nagle spojrzał w
stronę huśtawki i zawołał:
—Hej!
Co robisz w moim ogrodzie?!
Zdezorientowany
chłopiec zerwał się i chciał uciekać, lecz nagle stanął i ręce
mu opadły. Przecież był w ogrodzonym murem ogrodzie, gdzie niby
miał uciec? Jedyna droga ucieczki prowadziła przez dom, lecz
odcinała ją trójka starszych chłopaków.
Odwrócił
się i zrobił kilka kroków tyłem, lecz pośliznął się na mokrej
trawie i upadł. Starsi podeszli do niego.
—Skąd
się tu wziąłeś? Jak się nazywasz?— zapytał, najwyższy,
rudowłosy, wyciągając do niego szczupłe, muskularne ramię. Mały
cofnął się ze strachem, ale jego plecy oparły się o lampkę
ogrodową. Pokiwał głową i jęknął:
—Nie
wiem co tu robię, proszę, nie bijcie mnie!
—Spokojnie,
nie zamierzamy cię bić— rudowłosy uśmiechnął się pięknym,
białym uśmiechem supermodela. —Wstań, bo zaraz będziesz cały
mokry od rosy. Spodnie na tyłku pewnie już masz mokre.
Chłopiec
przyjął wyciągniętą dłoń rudzielca i z jego pomocą stanął
na nogach. Które drżały. Nie potrafił tego opanować. Nagle
rozpłakał się.
—Co
się stało?
—Nie
pamiętam jak się tu znalazłem, ani jak się nazywam...— załkał
drobny blondynek, przecierając dłońmi oczy.
—Spokojnie,
chodźmy do domu, rozgrzejesz się i zjesz coś, może wtedy sobie
coś przypomnisz— wysoki chłopak złapał go za ramię i
poprowadził do wnętrza domu. Posadzili go na jednym z foteli. Mały
wytarł załzawione oczy i spojrzał na trójkę starszych chłopaków.
—Jak
się nazywasz?— zapytał ubrany na czarno blondyn, siadając na
wprost niego, na kanapie.
—Steph
Wolfe!— zawołał dwunastolatek. Trójka przyjaciół popatrzyła
na siebie znacząco, kręcąc z rozczarowaniem głowami. Uznali, że
wymazanie pamięci nie udało się.
—Ty
jesteś Steph Wolfe?!— zawołał znowu młody, wpatrując się w
replikanta. —Uwielbiam twoje vlogi, jesteś wspaniały!
—T-tak
to ja— zająknął się Qt'azz. —Ten kasztanowowłosy Herkules to
Krystian Orlik, a ten długowłosy...
—Krystian
Orlik!— zawołał znowu blondynek, patrząc z uwielbieniem na
rudzielca. —To ty napisałeś „Pieśń samotności”? Kocham tę
książkę, jest taka... cudowna. Płakałem i śmiałem się, jak
głupi podczas czytania!
—Dziękuję,
bardzo mi miło, że znasz moją książkę— uśmiechnął się
promiennie Krystian i dodał, wskazując na szatyna. —Powinieneś
też poznać kogoś, bez kogo „Pieśń” nigdy by nie
powstała. To mój osobisty krytyk, korektor i redaktor w jednym,
Denis Szuster.
Dwunastolatek
przywitał się z Denisem, który był już o włos od obrażenia się
na cały świat za pominięcie go podczas prezentacji.
—Jestem
też jego chłopakiem, ale o tym nie mówimy publicznie— dodał
Szuster od siebie, żeby mieć ostatnie słowo.
—Jejku,
ale super!— zachwycił się młody. —Tyle sław w jednym miejscu.
Jestem szczęśliwcem.
—Byłbyś
chyba bardziej szczęśliwy, gdybyś wiedział skąd się wziąłeś
w moim ogrodzie. I jak się nazywasz.
Blondynek
posmutniał, podbródek zaczął mu drgać, oczy zaszkliły się od
łez. Krystian położył mu dłoń na ramieniu i powiedział:
—Hej,
spokojnie, nie płacz. Nakarmimy cię i pojedziemy na policję, może
ktoś zgłosił twoje zaginięcie. No i trzeba ci załatwić jakieś
buty, nie możesz biegać boso.
Replikant
Stepha okręcił się na pięcie jak bąk.
—Właśnie!
Ja skoczę kupić mu jakieś buty, a wy zróbcie jakieś kanapki i
kakao!
Wybiegł
z pokoju i po chwili trzasnęły drzwi domu. Denis wzruszył
ramionami.
—To
ja pójdę do kuchni, zrobię co do jedzenia i kakao, a wy sobie
pogadajcie.
Wyszedł,
a Orlik spojrzał na młodego i zapytał:
—Serio
niczego nie pamiętasz?
Blondynek
skrzywił się do płaczu i pokręcił głową, więc Krystian usiadł
na oparciu jego fotela i objął go delikatnie, po ojcowsku.
—Nie
płacz, pojedziemy później na posterunek. Może cię szukają, może
miałeś jakiś wypadek i straciłeś pamięć. Policja powinna to
ustalić.
Chłopiec
kiwnął głową i starł z policzków łzy.
Wszedł
Denis z tacą pełną kanapek z szynką i żółtym serem, oraz z
dzbankiem kakao i kubkami. Spojrzał na Krystiana, pocieszającego
dwunastolatka i uśmiechnął się ciepło.
Mnie
też tak pocieszał w domu dziecka, pomyślał i postawił tacę
i kakao na stoliku. Postawił przed każdym kubek i nalał gorący,
pachnący napój.
—Jedzcie,
bo kakao wystygnie— powiedział i wziął kanapkę z tacy. Mały
również wziął jedną i wgryzł się w nią łakomie. Dopiero
teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest głodny. W mniej
niż pięć minut zmiótł większość kanapek z tacy, pozostawiając
starszym kolegom jedynie kilka sztuk. Tymczasem drzwi wejściowe
trzasnęły głośno i do salonu wszedł zdyszany Qt'azz, taszcząc
wielką papierową torbę z logo markowego sklepu odzieżowego.
—Zobacz,
co dla ciebie kupiłem!— powiedział do blondynka, wyjmując z
torby parę eleganckich sportowych butów, kilka par skarpet, bluzę
z kapturem i czarne spodnie. Wszystko miało metki znanych firm i
musiało niemało kosztować. Mały wytrzeszczył oczy na drogie
rzeczy i potrząsnął głową.
—Ja...
nie mogę tego przyjąć. Przecież to musiało kosztować majątek!
—O
to niech cię ta śliczna główka nie boli— zachichotał obcy.
—Taki ładny chłopiec musi być ładnie ubrany, sam zobacz jaki
jesteś słodki.
Skoczył
do łazienki i przyniósł duże lustro. Postawił je przed chłopcem,
by ten mógł się przejrzeć.
—No,
już, przebierz się i przejrzyj!— ponaglił, stawiając lustro na
wolnym fotelu i odwracając w stronę małego.
Blondynek
zaczął przymierzać ubrania. Wszystkie idealnie pasowały,jakby
obcy kupił je na miarę. Buty były idealne, bardzo lekkie i
wygodne. Chłopiec spojrzał na trójkę starszych ciepło.
—Nie
wiem, jak mam wam dziękować. Nawet mnie nie znacie, a tyle dla mnie
robicie...
—Trzeba
sobie pomagać— uśmiechnął się Krystian i poklepał go po
ramieniu.—A teraz dopij kakao, bo wystygnie.
##
Wsiedli
do zaparkowanego pod posterunkiem samochodu Orlika. Miny mieli
nietęgie, Nie odzywali się do siebie, kiedy Krystian uruchomił
silnik i ruszył w drogę powrotną. Denis w końcu przerwał
przygnębiającą ciszę.
—Żal
mi go. Pewnie trafi do domu dziecka, jak my kiedyś.
—Na
pewno będzie to dla niego lepsze, niż pozostanie martwym— odparł
Krystian. —Będziemy mieli go na oku, może uda się znaleźć mu
jakąś porządną rodzinę zastępczą.
—Obiecujesz,
że mu pomożemy?
—Obiecuję.
—Ja
też roztoczę nad nim dyskretną opiekę— wtrącił obcy. —Będę
go obserwował i w razie potrzeby pomogę mu. Ale wy też mi coś
obiecajcie.
—Co
takiego?— rudowłosy i Szuster zapytali jednocześnie.
—Zwracajcie
się do mnie jego pseudonimem albo imieniem. Postaram się godnie
zastąpić go jako człowieka. Czuję się do tego zobowiązany.
—Niech
tak będzie, Steph— zgodził się Krystian.
Chwilę
później parkowali już pod domem Wolfe'a. Blondyn wysiadł i
pożegnał się z nimi, uśmiechnąwszy się delikatnie. Nastrój
zdecydowanie się poprawił, kiedy jechali do domu. Przekonani o tym,
że mały nie zagrzeje długo miejsca w domu dziecka, dotarli na
parking pod blokiem Krystiana.
Po
wejściu do mieszkania rudowłosy zasiadł przed komputerem i włączył
muzykę, a Denis poszedł do kuchni po piwo. Usiedli na kanapie i
wsłuchiwali się w ostre dźwięki gitar Avenged Sevenfold.
—Cały
czas myślę o tym, w jaki sposób ten B'aan pozbawił mnie
świadomości. Tyle dni w wannie...— westchnął szatyn. —Niczego
nie pamiętam.
—Co
pamiętasz jako ostatnie?
—Naszą
gorącą rozmowę przez Skype, było ostro.
##
Sygnał
przychodzącego połączenia Skype przerwał mu pisanie kolejnego
rozdziału kolejnej książki, spojrzał na pasek powiadomień.
DZWONI
DENIS
Odebrał
i uśmiechnął się, widząc w oknie nagie ramiona ukochanego i jego
słodką twarz. Powitał go:
—Cześć
kociaku.
—No
hej, mój piękny. Co słychać?— odpowiedział pytaniem Szuster,
uśmiechając się zalotnie. Jego długie włosy opadały mu na
ramiona, zasłaniając wystające obojczyki, które tak bardzo
podniecały rudowłosego.
—Cóż,
godzinę temu wróciłem ze spotkania z czytelnikami w hotelowym
hallu. Podpisałem ponad pięćset książek, dedykacje dla chłopaków
chłopaków, dziewczyn dziewczyn, dziewczyn chłopaków i chłopaków
dziewczyn, dowolna konfiguracja— zaśmiał się i pokręcił
nadgarstkiem. —Przynajmniej przypomniałem sobie jak pisać piórem,
a nie ciągle na tej klawiaturze. A teraz próbowałem pisać kolejny
rozdział nowej książki, ale makabrycznie nie mam weny.
—Może
pobudzić twoje natchnienie?— zapytał szatyn i puścił oczko do
kamery.
—Oj,
wiem że to potrafisz, kociaku— zaśmiał się Orlik i zapisał
dokument tekstowy nad którym pracował, po czym wyłączył edytor
tekstu. —Nikt inny mnie tak nie pobudza do działania, jak ty—
zerknął na zegar na pasku powiadomień; było dwadzieścia minut po
drugiej w nocy. —Ale jest trochę późno i jestem troszkę
zmęczony.
—Wiesz,
że dla mnie to drobiazg— odparł zmysłowo Denis i odrzucił
dłonią włosy, odsłaniając seksowne obojczyki.
—Ach...—
westchnął Orlik. —Jesteś niesamowicie podniecający, kociaku.
—Och,
wiem— Denis na ekranie wstał i ustawił krocze na wysokości
obiektywu kamerki. —Spójrz, co dla ciebie założyłem.
Miał
na sobie błękitne jockstrapsy, które Krystian kupił mu w
prezencie. Okręcił się przed kamerą, ukazując swe fantastyczne
pośladki i ponownie krocze. Przód bielizny był nieco wypchany, co
świadczyło o rosnącym podnieceniu chłopaka. Usiadł ponownie i
uśmiechnął się zalotnie do ukochanego. Krystian pokręcił głową.
—I
całe zmęczenie rozwiało się jak poranna mgła— oznajmił,
czując jak jego bokserki robią się coraz ciaśniejsze. —Teraz
już nie zasnę, kochanie. Co z tym zrobimy?
—Co
tylko zechcesz, mój książę.
—Na
początek włącz jakieś mocniejsze światło, żebym mógł lepiej
widzieć te twoje seksowne obojczyki.
—Twoje
życzenie jest dla mnie rozkazem— Denis skrzyżował ramiona na
piersi, niczym Dżin z bajki i pokłonił się rudowłosemu. Uniósł
się na chwilę i włączył lampkę na biurku, która oświetliła
jego ponętne ciało. Jakość obrazu była na tyle dobra, iż
Krystian mógł ujrzeć wyrastający od gumki jockstrapsów do pępka
wąski paseczek ciemnych włosków na brzuchu ukochanego. Jego fiut
drgnął w bokserkach, lecz Denis usiadł i podniecający widok
zniknął.
—Uwielbiam
twoje ciało— mruknął Krystian.
—A
ja twoje, kochany— odparł szatyn. —Może też pokażesz mi
kawałek siebie?
Orlik
uśmiechnął się i zdjął bluzę. Został w samej koszykarskiej
koszulce na ramiączkach, w której doskonale prezentowały się jego
szczupłe, lecz umięśnione ramiona. Chwycił za rąbek koszulki i
zdjął ją przez głowę, przytrzymując dłużej ramiona w górze
na użytek Denisa. Szatyn szaleńczo napalał się jego gładko
wydepilowanymi pachami i wyrzeźbionymi mięśniami brzucha i klatki
piersiowej.
—Aaach...—
westchnął, odrzucając włosy z twarzy i pochylając się do
przodu, by lepiej widzieć uwielbiane ciało Krystiana. Orlik
poprawił swoje sięgające niemal ramion, kasztanoworude włosy i
spojrzał na kochanka.
—Aż
tak, kociaku?— zapytał z rozbawieniem.
—Strasznie
mnie jarasz, kochanie— wydyszał Denis i pochylił kamerkę w
stronę swego krocza, ukazując wypełniony do granic wytrzymałości
szwów przód bielizny. Krystian zdjął spodnie i usiadł na krześle
w samych obcisłych, białych bokserkach. Ich przód również był
mocno wypchany nabrzmiałym penisem. Odsunął się nieco od laptopa,
by kochanek mógł widzieć go od kolan w górę. Doleciało go
przeciągłe, przesycone podnieceniem westchnienie szatyna. A chwilę
później słowa:
—Mo
piękny książę, jesteś ideałem, człowiekiem doskonałym. Istotą
doskonałą, najdoskonalszą we Wszechświecie.
—Przesadzasz,
kociaku— odparł przekornie. —Mam tylko dużego gnata, to
wszystko.
—Ogromnego,
największego jakiego widziałem— zamruczał rozkosznie szatyn.
—Pokażesz mi go?
—Być
może, a co ty mi pokażesz?
—Wszystko,
jestem cały twój— odparł drżącym z podniecenia głosem Denis i
odsunął się od komputera, ukazując się od ud do czubka głowy.
Zdjął skąpe majteczki i uwolnił swoją sterczącą męskość.
Członek uderzył go w płaski brzuch czerwoną, nabrzmiałą główką.
Podobnie jak u Krystiana, był lekko zakrzywiony w stronę lewego
biodra, łukowato wygięty w górę. Nad nim znajdowała się
maleńka, estetycznie przycięta kępka ciemnych włosków, a poniżej
gładko wydepilowana moszna, opinająca całkiem spore, luźne jądra.
Krystian patrzył jak zahipnotyzowany na drgającą pałę kochanka.
A szatyn chwycił ją z dłoń i zaczął powoli nią poruszać,
nasuwając i ściągając napletek z karminowoczerwonej żołędzi.
Orlik westchnął z podniecenia i również uwolnił swój
dwudziestodwucentymetrowy skarb. Tym razem to Denis westchnął, a
właściwie aż stęknął i powiedział:
—Jaki
wielki. To twoje królewskie berło, mój książę. Ubóstwiam go i
ciebie całego.
—Miło
mi to słyszeć, kochany— odparł i złapał ręką nabrzmiałego,
poznaczonego pulsującymi żyłkami kutasa, masturbując się powoli.
Szuster
wyciągnął rękę w stronę klawiatury i wystukał na niej:
„Pokażesz
mi to?”
—Dla
ciebie wszystko, mój piękny— rudowłosy puścił mu oczko i
pochylił się do przodu, zginając w pół. Dotknął główki
penisa językiem i zaczął go lizać. Przyginał się coraz niżej,
chwycił fiuta wargami, w końcu zniknął mu w ustach niemal do
połowy. Teraz zaczął go ssać, cmokając głośno. Ślina ściekała
po jego błyszczącej, pożyłkowanej skórze. Czuł coraz silniejsze
łaskoczące mrowienie w penisie,skupiające się w jego pulsującej
główce. Do jego uszu dolatywały jęki i stęknięcia trzepiącego
się kochanka. Zerknął na ekran laptopa. Denis, z wyrazem szalonego
podniecenia na twarzy, masturbował się zawzięcie, nie odrywając
oczu od widoku obciągającego sobie Krystiana. Jego szczupły brzuch
falował i napinał się, widać było, że wkrótce osiągnie
spełnienie. Uda drżały mu coraz bardziej, oddech przyśpieszył.
Nagle trysnął nasieniem na swą pierś i brzuch. Nie przerywał
ruchów dłoni, wyciskając z cewki na szczycie żołędzi resztki
gęstej, opalizującej cieczy, spływającej mu po palcach.
Krystian,
podkręcony tym widokiem, zaczął coraz silniej odczuwać zbliżający
się orgazm. Mięśnie pośladków, nóg i brzucha napinały się
samoczynnie w przedorgazmicznych skurczach. Przyjemne, łaskoczące
mrowienie w gnacie narastało. W końcu osiągnęło apogeum,
monstrualne ilości spermy zostały wtryśnięte do jego ust.
Zakrztusił się jej ilością, rozpylając białawe kropelki po
swoim wydepilowanym gładko kroczu i mosznie. Kilka stróżek spermy
wypłynęło mu spomiędzy warg na kutasa i jądra.
Kiedy
wytrysk minął, podniósł się i spojrzał na rozluźnionego,
spryskanego nasieniem Denisa na ekranie laptopa. Oblizał ściekającą
mu po brodzie wydzielinę i wytarł pot zalewający mu oczy.
—Dziękuję,
mój piękny— szepnął Szuster, sięgając po leżące na biurku
jockstrapsy. —Mam nadzieję, że rozluźniłeś się po tym
pracowitym dniu.
—Oczywiście,
kociaku. Dopiero teraz zaczynam odczuwać, jak bardzo jestem
niewyspany.
—Cieszę
się, że mogłem pomóc— uśmiechnął się szatyn i bielizną
starł z ciała pokrywające je bluzgi spermy. —Teraz zapewne pod
prysznic i spać?
—O
niczym innym nie marzę— odparł Orlik, którego oczy faktycznie
zaczęły się zamykać ze zmęczenia. —Ja też ci dziękuję,
byłeś cudowny, jak zawsze. Ale poczekaj na mój powrót, dopiero
się zabawimy.
—Trzymam
cię za słowo, mój książę— Denis pokazał w uśmiechu
piękne, białe ząbki. —Jak wrócisz potrzymam cię za coś innego.
—Nie
mogę się doczekać, mój mały zboczusiu. A teraz dobranoc, bo
zasnę pod prysznicem.
—Pa,
kochanie. Kolorowych, erotycznych i mokrych snów życzę. Najlepiej
z moim udziałem— puścił buziaka do kamery.
—Wzajemnie,
kociaku— odparł Krystian i zakończył połączenie. Spojrzał na
swoje spryskane spermą ciało i mięknącego gnata. Wstał i
zbierając z podłogi ubrania, poszedł do łazienki.
##
—Strasznie to było
podniecające— wymruczał mu do ucha Denis, tuląc się do jego
ramienia. Rudowłosy pogłaskał go po długich, brązowych włosach
i powiedział:
—Wyczuwam w tobie chęć
zrobienia tego na żywca, czyż nie mam racji?
—Masz, jak zawsze, mój
cudowny mężczyzno— odparł Szuster i położył dłoń na
napiętym kroczu kochanka. Masował go przez spodnie, czując jak
rośnie w nich coś wielkiego i twardego. Orlik westchnął
przeciągle.
—I jak mógłbym ci
odmówić...
—Nie możesz— szeroki
uśmiech Denisa był powalający. —Bo to uwielbiasz.
Rudowłosy rozłożył
bezradnie ręce.
—Rozgryzłeś mnie,
oczywiście uwielbiam to, ale tylko z tobą.
Denis bez słowa siadł mu na
kolanach i z miną kota, któremu właśnie napełniono miseczkę,
zaczął rozpinać mu spodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz