Rozdział 5 - Niszczyciel światów



Co to za miejsce? — Krystian otarł pot z czoła.
Przybyli na jakieś obce, wyglądające jak miejsce katastrofy pustkowie. Nie podróżowali w przeźroczystej, wypełnionej powietrzem bańce, tym razem przeniesienie nastąpiło natychmiastowo, co było prawdopodobnie szczytem możliwości replikanta.
To młoda planeta, krążąca wokół gwiazdy znacznie młodszej od waszego Słońca. Znajduje się blisko centrum waszej galaktyki, nawet jeszcze jej nie odkryliście. Jak sam pewnie czujesz, ciążenie jest tu trochę większe, niż na Ziemi. To przez masę planety i przez bliskość gwiazdy.
Fakt, czuję się trochę ociężały, jakbym ważył z dziesięć kilo więcej. No i trochę trudniej się tu oddycha.
Poziom dwutlenku węgla jest tu sporo wyższy niż na Ziemi, dlatego masz drobne trudności z oddychaniem i możesz szybciej się męczyć. Ale jest tu wystarczająco dużo tlenu, by oddychać. Właściwie, skład tutejszej atmosfery jest podobny do ziemskiej, kiedy powstały na niej pierwsze ssaki. Wyobraź sobie, że nawet ludzie oddychali powietrzem zbliżonym do obecnego na tej planecie. Oczywiście nie tak silnie nasyconym dwutlenkiem węgla, ale podobnym.
Średnia długość życia była wtedy pewnie bardzo krótka.
Przeciwnie, ludzie żyli wtedy dłużej, o ile nie ginęli tragicznie. Znasz wasze biblijne opowieści o prorokach, żyjących po kilkaset lat? To była prawda.
Ta, chodziło się za gnojka na religię zaśmiał się Orlik. Podobno był jakiś Matuzalem, który przeżył ponad dziewięćset lat.
Cóż, to było w tamtej epoce możliwe kiwnął głową blondyn.
Czyli, niski poziom dwutlenku węgla skraca ludzkie życie?
Nie jestem naukowcem, ale wiele na to wskazuje. Chociaż jest też możliwość, że w dawnych czasach inaczej mierzono czas, stąd ten wiek niektórych archaicznych, ziemskich dziadów. Lub, być może, czas płynął wtedy inaczej. Chodzi mi o to, że doba mogła mieć osiem godzin, a nie dwadzieścia cztery, a rok kilka miesięcy, zamiast kilkunastu. Ale to już sprawa przeszła, jesteśmy tu, by przeprowadzić szkolenie.
Właśnie, porzućmy ziemskich, archaicznych dziadów i weźmy się za robotę uśmiechnął się krzywo Krystian. Od czego zaczniemy?
Rozejrzyj się wokół powiedział Wolfe i oparł się plecami o powykręcaną fantazyjnie skałę, stojącą opodal. Takich dziwnych skał było tu wiele.
Rudowłosy zaczął lustrować krajobraz planety; kamienista pustynia, najeżona groteskowymi wulkanicznymi głazami, daleko na horyzoncie monumentalne góry z kilkoma ognistymi szczytami, wyrzucającymi w sino-czerwone niebo dym i popioły, po drugiej stronie pustyni strome klify i błyskający czerwienią, bezkresny ocean.
Trochę tu strasznie, ale na swój sposób pięknie westchnął. Czy jest tu jakiekolwiek życie?
Nie i jeszcze długo nie będzie, więc nie kłopocz się tym, że możesz kogoś lub coś zabić.
Chwała Bogu, że Bogu dzięki, bo jakby tak nie daj Boże, to niech Bóg broni zaśmiał się Orlik.
Yyy, że co?
Nic, nic, to taki żarcik.
No cóż, nie zrozumiałem go. Tak czy inaczej, chciałbym cię poprosić, żebyś wywołał erupcję któregoś z wulkanów.
Którego?
Steph wzruszył ramionami i wskazał na majaczące na widnokręgu góry.
Wybierz sobie, jest ich tam ze dwadzieścia.
Krystian wzniósł oczy w czerwone niebo. Utkwił wzrok w majestatycznych szczytach. Rozległ się potężny grzmot, po czym zadrżała ziemia pod ich stopami. Po chwili przez grunt przeszła fala, wzniecając tumany kurzu i rozbijając na drobiazgi większość porastających pustynię fantasmagorycznych skał. Wśród huku i dymu kilka mieniących się czerwonawo szczytów zapadło się pod ziemię. Kiedy na powierzchni oceanu spiętrzyły się gigantyczne fale, Wolfe zerwał się z miejsca.
Hej, nie przesadź! To miała być mała erupcja, nie anihilacja planety! Czyżbyś już zapomniał staw i biedne rybki?
Bardzo trudno… mi nad tym… zapanować odparł z wysiłkiem Orlik, mrużąc oczy przed spływającym do nich potem.
Ale robisz to, choć na granicy utraty kontroli.
Kasztanowowłosy strząsnął z rzęs krople potu i zacisnął pięści. Wstrząsy zaczęły słabnąc, lecz zanim ustały, potężny górski masyw runął, tworząc ogromną na wiele kilometrów przełęcz pomiędzy szczytami. Dno przełęczy lśniło blaskiem roztopionych wulkanicznych skał.
Orlik podparł się o jedną z pozostałości po skałach i westchnął.
Udało się, zapanowałem nad tym.
Tak… dobra robota odparł Steph, nie mniej niż Krystian roztrzęsiony i spocony. Chyba wystarczy na dziś, jak myślisz?
Zanim rudowłosy zdążył odpowiedzieć, cichy szum dobiegający od strony oceanu stał się głośniejszy i wciąż narastał.
Orlik odwrócił się i zbladł.
Yyy, myślę, że na sto procent wystarczy. Powinniśmy wracać. Ba, powinniśmy spierdalać!
Obcy spojrzał w tym samym kierunku i zaklął:
O kurwa…
Sięgająca ponad stu metrów fala tsunami pędziła w kierunku klifów, którymi kończyła się pustynia. Fala była zdecydowanie większa od klifów.
Wiejemy! wrzasnął Wolfe i złapał Krystiana za rękę, po czym razem unieśli się w powietrze. Chwilę po tym fala zalała ląd, wdzierając się w pustynię na wiele kilometrów. Unoszący się nad powierzchnią wody chłopcy westchnęli z ulgą.
Chwała Bogu, że Bogu dzięki, bo… jak to szło? zachichotał nerwowo Steph. Orlik parsknął i odparł:
Spadajmy stąd, proszę.
Gdy oddalili się od planety, obcy zatrzymał się, tworząc wokół nich sferę powietrzną. Spojrzeli na powierzchnię globu.
Pod oceanami zalśniła czerwonawa poświata, ciemne chmury zgęstniały. Erupcje niezliczonych wulkanicznych szczytów ozdobiły całą powierzchnię młodego świata. W kłębiących się groźnych obłokach pojawiły się monstrualne wyładowania atmosferyczne. Cała planeta stawała się coraz bardziej czerwona, następnie zaczęła jaśnieć, aż stała się żółta, jak rozpalone żelazo. Chwilę później chmury zniknęły. Chłopcy ujrzeli, jak potężne góry zapadają się, oceany parują, rozpalona lawa pochłania wszystko. W końcu po młodej, zdatnej do życia planecie pozostała tylko niezmierzona przestrzeń roztopionych skał, falujących niczym morze.
To… to przeze mnie? Ja to zrobiłem? — zapytał wstrząśnięty rudowłosy.
Obawiam się, że tak. Właśnie zniszczyłeś planetę.

##

Jak poszło szkolenie? zapytał Denis, kiedy Krystian i Steph zasiedli po powrocie w fotelach przy kubkach gorącej kawy.
Pozytywnie, muszę przyznać, że twój kochanek ma ogromny potencjał odparł Wolfe, pochylając kubek do ust.
Pomijając fakt, że właśnie unicestwiłem całą planetę, to było bardzo pozytywnie wtrącił Orlik. Blondyn zakrztusił się kawą, a kilka kropli spadło na jego bluzę. Denis podał mu ściereczkę i spojrzał na ukochanego.
Ale… że naszą planetę?
Bez obaw, przecież wciąż oddychasz, prawda? powiedział Wolfe, lecz Krystian przerwał mu.
Na szczęście byliśmy bardzo daleko od naszej. Inaczej źle by się to skończyło.
Nie przesadzaj, nie było aż tak niebezpiecznie.
Bo glob był o wiele większy od Ziemi. Gdybym zrobił coś takiego ma naszej planecie, byłoby o tym bardzo głośno w każdej galaktycznej kablówce. Kataklizm, klęska, miliardy ofiar i totalna zmiana krajobrazu galaktyki. Drobiazg.
Nie bądź sarkastyczny. Owszem, jesteś w stanie zniszczyć całą planetę, ale teraz potrafisz to kontrolować powiedział blondyn, wycierając bluzę. Z tego właśnie powodu zabrałem nas tam, gdzie nie ma ani śladu życia. Żebyś nauczył się nad tym panować. I potrafisz to.
Mam nadzieję mruknął ponuro rudowłosy Bo jakby tak nie daj Boże, to niech Bóg broni. A na tamtej planecie raczej już nigdy nie będzie życia.
Steph zaśmiał się i znowu oblał kawą.
A, tak to szło. Dobry tekst, zapamiętam.
O co chodzi? zapytał zdezorientowany Szuster.
Nic takiego, to tylko taki słowny żart wyjaśnił Krystian i odstawił pusty już kubek Jakieś plany szkoleniowe na jutro, panie psorze? zwrócił się do blondyna.
Jeden wielki. Odpoczynek.
Rudowłosy wzniósł radośnie ramiona i zakręcił nimi w powietrzu.
Chwała Bogu, że… zaczął ze śmiechem replikant.
Dobra, dobra. Nauczyć gówniarza, to chodzi i powtarza.

##

Wizyta w supermarkecie nie była dla Krystiana przyjemnością, a raczej koniecznością, więc zwykle starał się w błyskawicznym tempie załadować wózek niezbędnymi rzeczami, które wcześniej dokładnie ustalił, by nie błąkać się bezcelowo po hali jak zwiedzający jakąś galerię sztuki lub wystawę. Tym razem jednak postanowił pokrążyć po markecie, gdyż kilka razy mignęła mu dziwnie znajoma twarz chłopaka, którego mijał na kilku stoiskach. Próbował złapać kontakt wzrokowy z tym chłopakiem, lecz tamten spuszczał zakapturzoną głowę, unikając spojrzeń rudowłosego. Gdy znajomo wyglądający nieznajomy udał się w kolejkę do kasy, Orlik, odpuszczając pozostałe planowane zakupy, również podjechał do kasy. Nie do tej samej rzecz jasna, ponieważ, czekając w kolejce do obsłużenia, na pewno nie zdołałby złapać chłopca po wyjściu ze sklepu. Stanął tam, gdzie kolejka była krótsza, co dawało szansę na zaczepienie tajemniczego chłopaka. Mimo to został obsłużony później niż śledzony osobnik, więc po zapakowaniu zakupów do plecaka, wybiegł na parking i rozejrzał się uważnie. Nigdzie nie dostrzegł obiektu swoich skradanek, więc z rezygnacją ruszył do auta. Otworzył bagażnik i wrzucił doń plecak. Już miał wsiadać za kierownicę, kiedy w oddali ujrzał granatowy kaptur i szarą kurtkę, w jakie ubrany był śledzony. Zatrzasnął drzwi i pobiegł w jego stronę. Gdy był kilka kroków od niego, zawołał.
Darek! Darek Pchełka!
Doganiany chłopak zerknął przez ramię i gwałtownie przyśpieszył kroku, jednak nie miał szans z długimi nogami rudowłosego. Orlik złapał go za ramię i stanął przed nim.
Ty jesteś Darek Pchełka, mam rację?
To… pomyłka odparł tamten, opuszczając głowę jeszcze niżej by ukryć twarz.
Nie świruj, miałem osiem lat, ale wciąż poznaję twój głos.
Puść mnie, proszę… wyszeptał domniemany Darek.
Jak zdejmiesz kaptur i udowodnisz mi, że nie jesteś Darkiem Pchełką.
Stanowczy ton Krystiana przełamał opór chłopca. Uniósł powoli głowę, praktycznie, ze względu na różnicę wzrostu, zadarł ją, i spojrzał na Orlika.
To ja, Darek powiedział zdejmując kaptur Darek Pchełka. I co teraz?
Krystian zamrugał ze zdziwienia oczyma. Chłopak wyglądał na nie więcej jak szesnaście lat, wyglądał dokładnie tak samo, jak Darek Pchełka, który jako piętnastolatek pracował jako wolontariusz w domu dziecka, gdzie dorastali Krystian i Denis.
Jak… zająknął się rudowłosy To naprawdę ty? Ale…
Powiedziałem już, to ja.
Nawet nie wiesz, jak się cieszę Krystian złapał zaskoczonego Pchełkę w ramiona i serdecznie uściskał. Tyle lat… ale jak… ty ciągle wyglądasz jak wtedy. Jak to możliwe?
Uwierz mi, sam chciałbym wiedzieć zachichotał Darek, odrzucając z oczu przydługą, opadającą na oczy grzywkę.
To jakaś choroba? Chorujesz?
Fizycznie jestem zdrowy jak roczny patataj, więc nie. Psychicznie… cóż, nie jest tak kolorowo.
Więc o co chodzi?
I tak nie uwierzysz…
Stary… roześmiał się Krystian — ...w moim życiu dzieją się tak dziwne rzeczy, że jestem w stanie uwierzyć niemal we wszystko, ze zmartwychwstaniem Lemmy’ego Kilmistera1 włącznie.
Pchełka westchnął głęboko, po czym powiedział:
Nie jestem taki jak inni.
Kiwnął dłonią, a suwak kurtki Krystiana rozsunął się sam. Po kolejnym kiwnięciu, sam się zasunął.
No co ty nie powiesz zaśmiał się Orlik i pstryknął palcami. Alarmy wszystkich samochodów na marketowym parkingu zawyły przeraźliwie. Kolejne pstryknięcie uciszyło je nagle.
Ty… ty też? Darek wytrzeszczył oczy.
Tak jakoś wyszło odparł rudowłosy z uśmiechem.
My… musimy pogadać, to niesamowite, że…
Pogadamy, na pewno pogadamy. Najlepiej po drodze. Chodź, odwiozę cię do domu. Jeszcze pamiętam gdzie mieszkasz.
Ja… już tam nie mieszkam. Odszedłem z domu dawno temu. Nie zapominaj, że mam dwadzieścia sześć lat.
Zdaję sobie sprawę, chociaż patrząc na ciebie, trudno w to uwierzyć. Tak czy inaczej, odwiozę cię… tam gdzie mieszkasz.
Wynajmuję pokój w hotelu dla robotników. Tanio i bez luksusów, ale mi wystarczy.
Opowiesz mi co nieco po drodze. Ale chciałbym cię zaprosić do nas.
Do nas? Mieszkasz z jakąś panną? No, nie jestem zaskoczony, wyrósł z ciebie kawał przystojniaka uśmiechnął się Pchełka, lustrując sto dziewięćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu dawnego podopiecznego.
Mieszkam z Denisem, pamiętasz go przecież.
Denis Szuster? Ten słodki chłopczyk?!
Nie taki słodki, jak go pamiętasz Orlik wyszczerzył zęby.
Zawsze byliście nierozłączni, a teraz mieszkacie razem. To takie… przyjacielskie.
Cóż, nie będę ukrywał, jesteśmy ze sobą. Od kilku lat całkowicie świadomie.
Darek uśmiechnął się promiennie i ścisnął ramię rudowłosego.
Czułem to w was od zawsze. I, żeby nie było, nie jestem homofobem. Podziwiam was za odwagę.
Cieszę się. A teraz chodźmy do auta, bo za chwilę smarki przymarzną mi do brody.
Ha, ha ryknął śmiechem Pchełka Jak się przeziębisz to… to mnie zarazisz i będziemy kwita.
Śmiejąc się, poszli w stronę samochodu Krystiana.

##

Kochanie, nie uwierzysz kogo spotkałem podczas zakupów! zawołał Krystian, zdejmując kurtkę i buty w przedpokoju. Denis wyjrzał z pokoju, po czym wyszedł i odebrał od kochanka plecak z zakupami.
Naszego kosmitę? Kupował galaktyczne jajka, czy kotlety z molekuł? zażartował, wypakowując towar z plecaka na stół kuchenny.
Nie, nie naszego ósmego pasażera Nostromo. Darka Pchełkę.
Karton mleka wyślizgnął się z rąk Szustera. Wytrzymał upadek, zarabiając tylko solidne wgniecenie.
Bez jaj!
Cóż, tego nie sprawdzałem, odwiozłem go tylko do domu zaśmiał się rudowłosy Nadal wygląda na chłopczyka, więc chyba ma jaja. Jutro nas odwiedzi.
Znaczy, miałem na myśli, że jaja sobie robisz sprostował szatyn, powstrzymując śmiech, do którego zawsze doprowadzało go specyficzne poczucie humoru Krystiana. Jedenaście lat, jak go poznałeś po jedenastu latach?
Nie zmienił się aż tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Zresztą sam zobaczysz.
To miłe z jego strony, że nas odwiedzi.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Nie do końca był zadowolony z naszego spotkania, a dlaczego, wyjaśni ci jutro sam, w trakcie wizyty. A teraz może by wrzucić coś na ząb? Zgłodniałem.
Hmm, nie widzę mielonego mięsa. A chciałem zrobić kotlety.
Krystian walnął się otwartą dłonią w czoło.
Ścigałem Darka po całym markecie, w końcu zapomniałem o mięsie.
W takim razie naleśniki, nic innego nie wymyślę zadecydował Szuster.
Kochanie, uwielbiam twoje naleśniki rudowłosy objął ukochanego Są doskonałe, jak nasz wszechświat.
Potrafisz się podlizać, żeby tylko nie pędzić po mięso.
Taki mam talent pocałował Denisa i z uśmiechem, tyłem opuścił kuchnię.

##

Japierdziu, to naprawdę ty?
Denis złapał Darka za ręce i patrzył ze zdziwieniem na jego młodą twarz. Pchełka uśmiechnął się nieśmiało i spuścił wzrok.
To naprawdę ja, nikt inny.
Ale… wciąż wyglądasz tak jak jedenaście lat temu — zdumiał się Szuster — Jak to możliwe?
Nie mam pojęcia, ale jak widać, jest możliwe.
Darek też jest obdarzonym — wyjaśnił Krystian — To pewnie zasługa jego talentu.
Cholera, sami obdarzeni dookoła — rzucił szatyn, puszczając w końcu ramiona dawnego opiekuna — Tylko mnie ktoś obrabował z całego talentu.
To ty też potrafisz… czarować? — zapytał Darek.
Już nie.
Jak to?
Wszystkiego się dowiesz za chwilkę, musimy tylko na kogoś zaczekać — powiedział Orlik i zaprosił chłopaka do pokoju. Denis poszedł do kuchni przygotować kawę i ciasto, a Krystian i Darek usiedli w fotelach. Pchełka rozejrzał się po pomieszczeniu i zapytał:
Zapewne lubisz czytać? Widzę, że masz tu niezłą biblioteczkę.
Faktycznie, w rogu pokoju, obok biurka stał spory regał zastawiony imponującą kolekcją książek.
Zawsze kochałem książki, powinieneś pamiętać.
Racja, nawet na placu zabaw widywałem cię zwykle z jakąś książką — zaśmiał się ciemny blondyn i wstał, by podejść do regału. Zlustrował pobieżnie tytuły woluminów i sięgnął po jeden. Traf chciał, że wyciągnął „Pieśń samotności” autorstwa Krystiana.
Widzę, że też posiadasz ten tytuł — powiedział Darek, pokazując książkę jej autorowi — Zacząłem to czytać jakiś czas temu na blogu, ale potem blog usunięto. A szkoda, bo historia była ciekawa, całkiem podobna do naszych perypetii z czasów domu dziecka. Zastanawiałem się nawet, czy nie pisał tego jego dawny wychowanek.
Być może właśnie pisał — uśmiechnął się tajemniczo rudowłosy.
Pchełka spojrzał uważnie na okładkę i po chwili ze zdumieniem znowu na Krystiana.
To ty? Tu pisze: Krystian Orlik, pieśń samotności. To… to twoja książka?!
Nie chwaląc się, jam to uczynił, jak powiedział pan Wołodyjowski — zaśmiał się Orlik.
W wieku dziewiętnastu lat wydałeś własną książkę?! Wspaniale, gratuluję! — Darek odłożył wolumin na miejsce i uściskał dawnego podopiecznego — Domyślałem się, że to ktoś z naszego domu dziecka, ale nigdy nie przyszło mi na myśl, że to możesz być ty. Cała fabuła jest tak podobna do tamtych wydarzeń, i chociaż przeczytałem tylko kilka pierwszych rozdziałów, zanim blog zniknął, czułem się jakbym tam wrócił. Piszesz wspaniale, tak emocjonalnie. Nie dziwię się, że książka w tak krótkim czasie stała się bestsellerem.
Zwłaszcza wśród młodzieży odmiennej orientacji — sprostował rudowłosy. — Nie wiesz, bo nie czytałeś dalszych rozdziałów, w których opisywałem początki swojego związku z Denisem.
Żałuję, ale nadrobię straty. Kupię twoją książkę przy najbliższej okazji.
Nie kupuj, weź tę z półki — zaproponował Orlik — Dostałem od wydawcy dwadzieścia darmowych egzemplarzy do rozdania znajomym. To jedyne sztuki w twardej oprawie i z moim autografem — pochwalił się nieskromnie.
Serio, mogę ją wziąć?
Oczywiście, w końcu są do rozdania dla znajomych, a jakby nie patrzeć, to jesteśmy starymi znajomymi — uśmiechnął się promiennie Krystian i sam podszedł do regału, wyciągnął swe dzieło i wręczył dawnemu koledze, który rozpromienił się jak dziecko, które wyciągnęło spod choinki upragniony prezent.
Kurczę, dziękuję, naprawdę Darek przyjął wolumin i uściskał jego autora Wspaniale, jestem posiadaczem limitowanego egzemplarza, twojej książki. To zaszczyt.
Nie przesadzaj, to tylko książka zawstydził się Orlik i oddał uścisk. Tymczasem, niosąc tacę z kubkami kawy, do pokoju wszedł Denis.
Czy mogę wiedzieć, dlaczego obściskujesz mojego faceta, Darku?
Chłopcy oderwali się od siebie. Darek był wyraźnie zmieszany.
Ja tylko dziękowałem za podarunek — wyjaśnił, pokazując Denisowi otrzymaną książkę.
W takim razie w porządku — uśmiechnął się zawadiacko Szuster, stawiając tacę na stole — W przeciwnym razie stłukłbym cię torebusią i wydrapał oczy, jak typowa ciota — zrobił dramatyczną pauzę i po chwili dodał ze śmiechem — Oczywiście żartuję. Zastrzeliłbym cię z bazooki.
Ale ja nic…
Oj, przecież wiem, tylko żartuję — szatyn ryknął śmiechem — Ale przyjemnie było widzieć twoją speszoną minę.
Cały Denis — wzruszył ramionami Krystian, posyłając ukochanemu słodkie spojrzenie — Jego poczucie humoru zwala z nóg. Mówiłem, nie jest takim słodkim chłopcem jak dawniej.
Jestem słodki, a nawet przesłodki. A teraz siadajcie, kawa gotowa.
Krystian i Darek usiedli ze śmiechem do stołu. Szuster zestawił kubki z tacy i wrócił do kuchni, kiedy u drzwi zadzwonił dzwonek.
O, jest alien! — zawołał z kuchni i poszedł wpuścić Stepha. Chwilę później weszli do pokoju, a Darek od razu wywalił gały.
Steph Wolfe?!
Zgadza się — odparł replikant i wyciągnął do chłopaka dłoń — A ty kim jesteś?
Pchełka… znaczy, Darek Pchełka, jeden z twoich fanów.
Miło mi cię poznać, Pchełko Znaczy Darku Pchełko. Nieco przydługie nazwisko, ale co ja tam wiem o waszych ludzkich zwyczajach.
Znaczy, nazywam się Darek Pchełka, bez całej reszty — zmieszał się ciemny blondyn.
A, rozumiem. A znaczy?
Znaczy… cholera, tfu! Po prostu byłem pod wrażeniem i nie umiałem się wysłowić — wyjaśnił jeszcze bardziej zmieszany Darek.
Pod wrażeniem czego?
Poznania słynnego Stepha Wolfe’a.
Tak naprawdę, to nie nazywam się Steph Wolfe.
Wiem, Adrian Wilczyński. Śledzę twojego vloga.
To też nie jest moje prawdziwe imię.
Darek spojrzał po pozostałych chłopakach i zapytał:
Kurwa, o co tu biega?
Usiądźmy — zaproponował Krystian — Wszystkiego się zaraz dowiesz.
Cała czwórka zasiadła przy stole i zaczęła się opowieść.

##

Darek siedział w fotelu trzymając oburącz kubek z zimną już kawą i patrzył w jej resztkę na dnie.
Wysłuchałem tego nie przerywając, byliście bardzo przekonywujący. Ale nadal w to nie wierzę — powiedział w końcu, patrząc na Stepha i Krystiana.
Więc wolisz wierzyć w to, że jesteśmy magikami? — zapytał zirytowany Orlik.
To bardziej wiarygodne od kosmicznych magików — wzruszył ramionami Pchełka — A już na pewno nie uwierzę, że on — wskazał replikanta — jest obcym.
Rudowłosy spojrzał na Wolfe’a i skinął głową. Blondyn położył na stole dłoń. Po chwili jego palce, a także reszta dłoni zaczęły się zmieniać. Skóra stała się półprzeźroczysta jak u morskich ślimaków, palce przypominały macki kałamarnicy. Poruszały się w jakiś dziwny, przypominający pełzanie sposób.
Pchełka zerwał się od stołu blednąc z przerażenia.
To wystarczy, czy mam ci się pokazać cały w swojej oryginalnej formie? — zapytał obcy i pozwolił swej dłoni powrócić do poprzedniego kształtu.
W takim razie gdzie jest prawdziwy Steph?! Co z nim zrobiłeś?! — prawie wykrzyczał Darek.
Uspokój się i siadaj — powiedział stanowczo Krystian — Domyślałem się, że to będzie dla ciebie szok, ale nie wiedziałem, że zareagujesz aż tak dramatycznie.
A jak mam zareagować, skoro dowiaduję się, że mój ulubiony vloger jest kosmitą? — odparł Pchełka nieco spokojniejszym, lecz wciąż drżącym głosem.
Prawda jest taka, że prawdziwy Wolfe zmarł, a właściwie sam się zabił.
Samobójstwo? — zastanowił się Ciemny blondyn — Wspominał na vlogu o depresji, ale… samobójstwo?
Niestety, to prawda — wtrącił się replikant — Byłem z nim połączony przez kilka ostatnich miesięcy życia i mogę potwierdzić, że był w opłakanej kondycji psychicznej. Z dnia na dzień myśli samobójcze były u niego coraz częstsze. W końcu zażył ogromną dawkę środka nasennego. Wtedy wniknąłem do jego umysłu, przejąłem myśli, wspomnienia i emocje, po czym przeistoczyłem się w niego.
Skoro przejąłeś jego emocje, dlaczego sam nie masz depresji i myśli samobójczych?
W pewnym stopniu mogę modyfikować przejęte właściwości psychiczne swoich oryginałów — wyjaśnił blondyn — Ale możesz mi wierzyć, przez kilka pierwszych dni walczyłem z tym ostatkiem sił. Tylko dwa tysiące lat doświadczenia i determinacja pozwoliły mi wygrać z chęcią zakończenia swojego życia.
Więc czułeś to, co czuł on? — zapytał Darek — To musiało być straszne.
I było. Ale nie mogłem się poddać, stawką jest istnienie Wszechświata w jego obecnej postaci.
Jak możecie to robić? — odezwał się milczący do tej pory Denis.
Co takiego? — zapytał replikant.
Okłamywać Darka — fuknął wściekle szatyn — Przecież nasza trójka doskonale wie, że Wolfe żyje!
Denis, wyjdźmy na chwilkę — Orlik wstał i złapał kochanka za ramię.
Nie, musimy…
Wyjdźmy, zanim powiesz zbyt dużo — powtórzył z naciskiem. Niemal wyciągnął wściekłego Denisa do kuchni na oczach zdziwionych gości.
Gdy zamknęli drzwi kuchni, Krystian złapał ukochanego za łokcie i potrząsnął nim.
Nie zdradź mu, że ożywiliśmy Wolfe’a. Jeśli się dowie, przestanie nam ufać, a wtedy nie pomoże.
Powinien to wiedzieć, przecież to prawda — zaprotestował Szuster.
Posłuchaj mnie uważnie — ramiona Orlika oplotły kochanka delikatnie — Nikt nie może o tym wiedzieć, rozumiesz? Nie może istnieć dwóch Steph’ów Wolfe’ów jednocześnie. Tamten chłopak jest kim innym, ma teraz inne życie i nikt nie może wiedzieć, kim naprawdę jest.
Ale ożywiliście go!
I tylko my o tym wiemy. To musi pozostać tylko w obrębie naszej trójki, nie może wyjść na jaw. Błagam cię, kochanie, nie zrób błędu, który może zniszczyć życie dwóm osobom, które są nam bliskie.
Chyba masz rację — cicho zgodził się szatyn i również objął Krystiana — Gdyby Darek się dowiedział, mógłby komuś powiedzieć, a wtedy…
Właśnie o tym mówię. Darek został wtajemniczony w pewne sprawy. Mamy ze Stephem nadzieję, że pomoże nam w walce. A to mogłoby się nie udać, gdyby wiedział o tym, że ożywiliśmy Wilczyńskiego, i że ten mieszka sobie gdzieś, nieświadomy swej prawdziwej tożsamości. Nie twierdzę, że Darek nie potrafi dotrzymywać tajemnicy, ale dopóki nie poznamy go wystarczająco dobrze i nie zaufamy mu, nie możemy mu powiedzieć o oryginalnym Adrianie Wilczyńskim.
Dobrze… — Denis pociągnął nosem, a z jego oczu pociekły łzy — nic mu nie powiem.
Kiedy wrócili do pokoju, napotkali pytające spojrzenia Qt’azz’a i Darka.
Wybaczcie, Darek bardzo się wzruszył — powiedział Krystian, siadając w fotelu.
I ze wzruszenia powiedział, że okłamujecie mnie co do śmierci Wolfe’a? — zapytał podejrzliwie Pchełka.
Tak, bo widzisz… — zaczął cicho szatyn — ja… bardzo go lubiłem. Podziwiałem go, jego odwagę i walkę o tolerancję, walkę z depresją. Nie pogodziłem się z jego śmiercią. Dla mnie on wciąż żyje, w moim sercu.
W naszych sercach — wtrącili Krystian i replikant.
Darek pokiwał smutno głową.
Rozumiem — odezwał się w końcu i spojrzał na Denisa — A już miałem wziąć cię za wariata, który uważa, że Wolfe w cudowny sposób zmartwychwstał.
Nie jest ze mną aż tak źle — zaśmiał się szatyn, ocierając łzy — Po prostu lubiłem tego chłopaka, a nasz obcy mi o nim przypomina. To wszystko.
W porządku uśmiechnął się Pchełka Może teraz pogadamy o tej całej nie-magii? Zaintrygowaliście mnie, chcę wiedzieć więcej.
Jak już mówiłem, to rzadki talent w obrębie waszego gatunku — zaczął Steph — Do niedawna na Ziemi żyło siedem osób z tymi zdolnościami, i tylko dwie wyjątkowo utalentowane.
Jak to, żyło?
Jedna z tych dwóch silniejszych już nie żyje. Zginęła kilka tygodni temu w centrum miasta.
Mówicie o tych dziwnych wybuchach w Alejach? Podobno ze dwadzieścia samochodów wyleciało w powietrze, zginęło kilkanaście osób. W telewizji mówili, że to był zamach terrorystyczny.
Niewątpliwie był to atak, lecz nie zamach. I ta osoba, młody chłopak, nie zginęła w trakcie wybuchu — powiedział blondyn, zerkając na Krystiana.
Zatem jak?
Zabiłem go — oznajmił Orlik, spuszczając wzrok.
Dlaczego? I jak?
Rozpętał piekło w alejach, mordował ludzi. To, co policja uważa za zamach, to było jego dzieło. Musiałem go powstrzymać.
Uratowałeś ludzi, prawda? — zapytał Pchełka z nadzieją w głosie.
Nie wszystkich, ale robiłem wszystko co w mojej mocy, by go powstrzymać. Sam o mały włos nie zginąłem.
A jak on zginął?
Oblałem go benzyną i podpaliłem, potem pokryłem gorącym asfaltem, zamroziłem i rozbiłem na drobne kawałeczki — Orlik podniósł wzrok i spojrzał Darkowi prosto w oczy. Nie było wątpliwości, że mówi prawdę. Jego spojrzenie mówiło wszystko.
I to wszystko za pomocą tego… talentu?
Nie inaczej. Fizycznie nawet go nie tknąłem. To znaczy, tknąłem, ale był już wtedy martwy, zatopiony w wystygłym asfalcie.
Wiesz co? — powiedział Darek i westchnął, po czym dodał — Zaczynam się ciebie bać. Nie chciałbym wejść z tobą w jakiś konflikt.
Dlatego chciałbym cię prosić, ja i Steph, żebyś się do nas przyłączył. Niedługo nadejdzie czas walki, cały świat jest zagrożony. Każda pomoc jest na wagę złota.
Ale… ja nic nie potrafię — zaoponował Pchełka — Kim miałbym być, Wielkim i Potężnym Rozsuwaczem Zamków Błyskawicznych? Sam to widziałeś, tyle umiem.
Umiesz więcej, o wiele więcej — wtrącił się obcy — Tylko jeszcze tego nie potrafisz wyzwolić. A ja mogę ci w tym pomóc.
A skąd niby możesz to wiedzieć?
Bo potrafię wyczuwać emanację twojego talentu. Jest silna, nie tak silna jak u Krystiana, ale wystarczająco, by stanąć do walki razem z nami.
A jak silny ty jesteś?
Cóż, przybyłem na Ziemię z odległości przekraczającej możliwości obliczeniowe waszych najlepszych maszyn — uśmiechnął się replikant — Wasi astronomowie nie znają nawet tak wielkich jednostek astronomicznych, bo móc określić tę odległość. Poza ty, gdybym miał na to ochotę, mógłbym spalić lub zatopić połowę waszego świata. Ale twoja emanacja jest silniejsza od mojej, twoje możliwości są większe. Wystarczy je tylko wyszkolić.
No, a Krystian? Jak wielka jest jego moc?
Nieopisanie — odparł poważnie Wolfe — Ty jesteś Wielkim i Potężnym Rozsuwaczem Zamków Błyskawicznych, ja Galaktycznym Wędrowcem, ale Krystian… on jest…
Niszczycielem Światów — wtrącił cicho rudowłosy.
1Lemmy Kilmister, właśc. Ian Fraser Kilmister (ur. 24 grudnia 1945 Burslem, zm. 28 grudnia 2015 Los Angeles) – angielski wokalista, autor tekstów i basista rockowych formacji HawkwindMotörhead oraz The Head Cat. (źr. wikipedia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz